Tekst ukazał się w "Gazecie Powiatowej - Wiadomości Oławskie" w czerwcu 2018 roku.
- Jak duży jest garaż Patryka Mikiciuka?
- Tych samochodów jest trochę, ale jeśli liczysz na to, że podam konkretną liczbę, to niestety będzie mi trudno ją określić. To nie jest tak, że idziesz do salonu i kupujesz sobie samochód. Czasem kupujesz cztery koła, innym razem silnik, potem jeszcze coś innego i kompletujesz całość. Ciężko jest więc powiedzieć, ile tego jest. Nie da się ukryć, że jestem dosyć mocno pierdzielnięty na tym punkcie. Wszystkie swoje pieniądze wydaję na samochody. To trochę niebezpieczne, bo w moim przypadku jest już chorobą.
- Są groźniejsze uzależnienia.
- Problemem jest fakt, że nie jestem w stanie zatrzymać się w swojej własnej pasji. To oczywiście dla mnie najcudowniejsza pasja na świecie i pieniądze nie mają tu większego znaczenia. Jeśli masz 200 zł, to kupujesz Komara, a jeśli milion - to Lamborghini. Założę się, że ten chłopak, który wyda 200 zł na Komara, będzie go kochał bardziej niż ten, który kupi Ferrari. Motoryzacja jest moją pasją, pracą, życiem. Jest naprawdę wszędzie.
- Pamiętasz moment, w którym wydałeś te symboliczne 200 zł na pierwszy samochód?
- Oczywiście! Pamiętam samochody, które kupowałem, bo wszystkie były kupowane przeze mnie. Moi rodzice nie dawali mi pieniędzy, bo twierdzili, że jak coś mi się podoba, to powinienem na to zarobić. Pierwszym oficjalnym samochodem był Citroen 2cv. Zarobiłem na niego będąc dublerem-kaskaderem w serialu "Wszystkie pieniądze świata". Z tego, co pamiętam, to była jedna z pierwszych okazji, w których można było zobaczyć Maćka Stuhra na srebrnym ekranie. Prowadziłem ciężarówki z lat trzydziestych, wjeżdżałem w różne bramy i robiłem inne dziwne rzeczy. Nie miałem wtedy nawet prawa jazdy. Byłem piętnastolatkiem, który zarabiał pierwsze pieniądze na samochód. Mój Citroen 2cv nie był oczywiście w idealnym stanie. Właściwie to był strasznym śmieciem. Dziury w progach miał takie, że cieszyłem się, gdy przychodziła zima, bo wtedy mróz je zalepiał i miałem suche nogawki.
- Piętnastoletni kaskader bez prawa jazdy?
- Od zawsze jeździłem samochodami i starałem się robić różne dziwne rzeczy. Ten serial opowiadał o dwóch chłopakach, którzy zatrudniają się w niemieckiej firmie transportowej, ale jednocześnie podczas II wojny światowej wykonują patriotyczne akcje. Mieliśmy na planie dużą niemiecką ciężarówkę i nagrywaliśmy przeróżne sceny. Od zasuwania po precyzyjne wjeżdżanie w wąską bramę. Dublowałem wtedy m.in. Ewę Wiśniewską, miałem perukę, było bardzo ciekawie.
- Rodzicie wiedzieli, w co się bawi ich nastoletni syn?
- Tak, choć oczywiście była to moja inicjatywa. Byłem młody, więc taka dniówka kaskaderska robiła na mnie wrażenie. Miałem umiejętności, więc stwierdziłem, że warto spróbować.
- Gdy popatrzymy na twoją rodzinę, to wyjdzie nam, że na motoryzację po prostu byłeś skazany.
- Miałem wielkie szczęście urodzić się w rodzinie, w której zawsze były samochody. Nie musiałem szukać pasji, bo była ze mną od początku. I jest to trochę patologiczne, ale ja nie wiem, jak jest bez motoryzacji. Byłem mały, a na podwórku stały graty, którymi się bawiłem.
Napisz komentarz
Komentarze