Kim był?
Urodził się w 1934 roku w Uszni (powiat złoczowski, województwo tarnopolskie), jako piąte dziecko Emilii i Łukasza Domańskich. Miał cztery siostry i trzech braci. W 1944 roku jego ojca rozstrzelali hitlerowcy za działalność partyzancką w AK. Od tej pory wychowaniem dzieci zajmowała się matka. - Nie rozstawała się z różańcem - wspominał Kazimierz. Po wojnie, w 1945 roku, rodzina osiedliła się w Niwniku pod Oławą. W ciężkiej sytuacji nie stać ich było na kształcenie dzieci, musiały wcześnie rozpocząć pracę. Kazimierz Domański ukończył trzy klasy szkoły podstawowej. W 1956 roku ożenił się w Wójcicach z Bronisławą Bielewicz, też pochodzącą z Kresów. Mieli dwoje dzieci - Stanisława (ur. w 1958) i Grażynę (ur. w 1962). Bronisława Domańska pracowała od 1954 roku w Jelczańskich Zakładach Samochodowych, w magazynie, ale po urodzeniu pierwszego dziecka przerwała pracę. Kazimierz pracował od 1958 roku jako malarz w przedsiębiorstwie remontowo-budowlanym. W 1966 miał wypadek samochodowy, podczas którego doznał uszkodzenia kręgosłupa i wstrząsu mózgu. W 1967 roku państwo Domańscy przeprowadzili się do Oławy, gdzie otrzymali mieszkanie przy ul. 3 Maja. Wtedy Kazimierz rozpoczął pracę jako malarz w Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego. W 1974 roku rodzina przeniosła się do nowego "wieżowca" na osiedlu Chrobrego, skąd - gdy o Domańskim było głośno - przeprowadzili się do domu w Nowym Otoku, gdzie córka Grażyną mieszkają do dziś. Po wypadku zdrowie Kazimierza pogarszało się w szybkim tempie. Cierpiał na niedowład kończyn, z trudem chodził, nie był w stanie poruszać prawą ręką. Zdarzało się, że tracił przytomność, a objawy wskazywały na napad padaczkowy. W 1976 roku trafił na rentę chorobową. Komisja lekarska orzekła, że konieczne jest leczenie szpitalne - po wykluczeniu epilepsji była mowa o operacji usunięcia zakrzepu w mózgu. Według relacji Kazimierza Domańskiego operacja nie była potrzebna, bo uzdrowiła go Matka Boska. - Przyszła do mnie w noc poprzedzającą operację, położyła na mnie ręce i powiedziała: "Synu, wstań, jesteś zdrów. Ja ciebie uzdrowiłam. I ty czyń to chorym ludziom. Masz tę łaskę od Jezusa Chrystusa, mojego syna, i ode mnie". Domański wstał, zaczął chodzić. Półtora roku później obwieści światu, że w altance na działce objawiła mu się Matka Boska.
Gdy o oławskich działkach głośno zrobiło się w całym kraju, ludzie poważnie zaczęli obawiać się zadeptania miasta. Tysiące pielgrzymów, setki autokarów i samochodów osobowych. A czasy nie były lekkie, bo to 1983 rok. Tymczasem - jak potem skrzętnie podliczono - każdego miesiąca realizowano w Oławie około 5 tysięcy kartek żywnościowych więcej, niż było mieszkańców. Działkowcy kierowali do władz miejskich protest za protestem, bo ich ogródki był regularnie zanieczyszczane i niszczone. Konieczna stała się natychmiastowa budowa sanitariatów i parkingu. Taksówkarze protestowali, że specjalnie uruchomione połączenie autobusowe z dworca PKP na działki zabiera im chleb. Byli jednak i tacy, którzy dla łatwego zarobku wozili pielgrzymów do altanki okrężną drogą przez okoliczne wioski, aż milicja interweniowała w tej sprawie. Wielu niedoszłych biznesmenów było poważnie rozgoryczonych, bo nie dostali zgody na budowę w tym miejscu pawilonów gastronomicznych, kiosków z kwiatami, czy choćby na handel herbatą.
Napisz komentarz
Komentarze