Tysiące
8 grudnia 1985 roku, jak skrupulatnie podliczyła milicja, 35-tysięczna Oława powiększyła się o 50 tys. osób, a kasa biletowa sprzedała w tym dniu ponad 30 tys. biletów. Ponieważ wielu pielgrzymów wędrowało na działki wzdłuż linii kolejowej (altanka jest ok.100 metrów od torów) pociągi dalekobieżne trzeba było puszczać inną trasą - tłum wiernych skutecznie uniemożliwiał przejazd. Domański zapowiedział, że kolejne objawienie będzie 1 stycznia, więc w noc sylwestrową Oława przeżyła następny najazd pielgrzymów. W Nowy Rok można było naliczyć w okolicach działek ponad 100 autobusów i około 400 samochodów osobowych. Większość nie mieściła się na parkingach. Służby porządkowe zatrzymywały auta już w Brzegu i pobliskich wioskach. Ponownie na oławską stację wjeżdżały specjalne pociągi, które wywoziły wiernych.
Pożywka
Temat objawień oławskich szybko stał się znakomitą pożywką dla dziennikarzy. Wszyscy chcieli zamieścić coś o Domańskim. Choćby i powtarzane pod altanką plotki. - Przyjechała w nocy milicja, mówią ludzie, i chciała podpalić altankę, lecz nic z tego nie wyszło - zanotował Roman Przeciszewski z "Polityki". - Matka Boska czuwała. Dwóch funkcjonariuszy zostało poparzonych i znalazło się w szpitalu, a następnego dnia wierni zgrabili w miejscu cudu półtora kilo zapałek. Innym razem w biały dzień zajechały pod altankę cztery milicyjne nyski. - Wychodź pan, panie Domański - krzyknięto. - Wyjdę sam, tylko nie używajcie siły - zastrzegł. I co? Wchodził kolejno do każdego samochodu i żaden nie mógł ruszyć z miejsca. Ściągnięto wobec tego czołg. Domański wszedł przez właz do środka i w tym samym momencie pękły gąsienice stalowego kolosa. Nie mógł się z tym pogodzić ani komendant milicji, ani też sekretarz partii. Zjawili się na działkach służbowym fiatem. - Prosimy, panie Domański, do nas - zaczęli grzecznie. Domański niby nic, bez gniewu, raz jeszcze zajął miejsce w samochodzie. Efekt podobny - ruszyć z miejsca nie mogli. - A widzicie, bluźniercy?! - powiedział pan Kazimierz. Tego już wystarczyło. I komendant, i sekretarz pojechali wprost do kościoła, gdzie pod krzyżem leżeli bite dwie godziny. Na działkach Co drugi samochód przyjeżdżał do Domańskiego nielegalnie. Kierowca karetki pogotowia ratunkowego z Brzegu przywiózł na działkę swojego chorego ojca, wozem bojowym straży pożarnej z województwa opolskiego przyjechały do altanki dwie rodziny, "nauka jazdy" z Dzierżoniowa przywiozła kilku pracowników. Milicjanci cały czas mieli wiele pracy, sypały się mandaty. Zasłabnięć i omdleń nie sposób było policzyć. Nie wszystkim udawało się wytrzymać w długiej kolejce do altanki. A stać trzeba było czasem i całą dobę.
W lutym 1986 zmarł w kolejce Stanisław K., w marcu Józef D., a na pobliskich torach śmierć zabrała kolejne dwie osoby. Wierni jednak nie zważali na chaos i przeszkody. Zakłady pracy, parafie i biura turystyczne organizowały specjalne wyjazdy autokarowe do Kazimierza Domańskiego. Malutkie Biuro Obsługi Ruchu Turystycznego w Trzciance ogłosiło kilku cudownie uzdrowionych, po czym zorganizowało kilkadziesiąt kursów na działki. Najwięcej autobusów przyjeżdżało z zamojskiego, gdy tamtejszy ksiądz wprost z ambony ogłosił, że w Oławie uzdrawia Matka Boska. Domański w tym czasie nadal dotykał chorych dłonią i mówił: - Niech Matka Boża błogosławi i uzdrowi. Panie Jezu pobłogosław. I tak cały dzień, czasem całą noc. Po kilkunastu miesiącach liczba tych, którzy usłyszeli te słowa, sięgnęła - jak obliczał sam Domański pod koniec 1984 roku - pół miliona osób. W druku ukazały się teksty orędzi Matki Boskiej Oławskiej. Przy okazji podawano, ilu wiernych było już cudownie uzdrowionych. 16 lipca 1986 Domański ogłosił, że jest ich dokładnie 51.080
Napisz komentarz
Komentarze