- Moja najmłodsza córka Stefcia ważyła po urodzeniu 2100 kg i miała 50 cm długości - wspomina pani Wioletta. - Była malutka, chudziutka i zniekształcona. Stwierdzono u niej lewostronne porażenie mózgowe i hipotrofię asymetryczną. Niespełna rok później okazało się, że cierpi też na lekooporną padaczkę. Początkowo napady zdarzały się nawet 15 razy dziennie, teraz gdy przyjmuje bardzo silne leki, które przynoszą tylko częściowy skutek, częstotliwość napadów zmniejszyła się do 3, 4 dziennie. Mimo to mała nadal bardzo cierpi. Towarzyszące atakom przykurcze mięśni są bolesne i niszczą to, co udało nam się wypracować w rehabilitacji.
Ludzie potrafią być dobrzy i pomagać
Dzięki zabiegom 3-letnia dziś Stefcia rok temu zaczęła chodzić, od kilku miesięcy mówi, i to coraz lepiej. Niestety serie napadów padaczkowych hamują rozwój. Dlatego tak ważna dla jej zdrowia jest różna i częsta rehabilitacja. Narodowy Fundusz Zdrowia oferuje 2,5 godziny rehabilitacji tygodniowo. Zdaniem pani Wioletty to zdecydowani za mało i nigdy nie udałoby się osiągnąć takich efektów zdrowotnych: - Do tej pory starałam się, aby terapie odbywały się codziennie i mam nadzieję, że to się nie zmieni chociaż na samą rehabilitację potrzeba miesięcznie ponad 2,5 tys. zł. Kilka lat temu pomogli mi ludzie dobrego serca, poprzez zbiórkę w kościele. Tym razem sposobem na pozyskanie pieniędzy jest piknik charytatywny, który organizuję 16 maja na oławskim Miasteczku. Wielu odradzało mi taki sposób zbiórki, mówiąc, że "charytatywny" to tylko słowo. Że nikt mi za darmo nie pomoże i nic nie da. Tymczasem udało mi się pokazać, że ludzie potrafią być dobrzy. Wiele osób bezpłatnie lub za niewielką opłatą zgodziło się pomóc mi w organizacji pikniku. Bardzo im za to dziękuję i zapraszam do wspólnej zabawy na rzecz mojej Stefci. Będzie wiele atrakcji, dobra zabawa, loteria z nagrodami i smakołyki. Akcja jest wspierana przez fundację "Potrafię Pomóc", która opiekuje się moją córeczką. (Więcej informacji o pikniku i dodatkowe informacje na plakacie obok). Choroba goni chorobę Pani Wioletta wierzy, że padaczkę u Stefanii z czasem da się wyleczyć. Jej starsza córka, 14 -letnia Ala, też urodziła się z porażeniem mózgowym i padaczką. Po dwunastu latach leczenia udało się zatrzymać chorobę. Od dwóch lat już nie przyjmuje leków i nie miała ataków. Chodzi do szkoły i dobrze sobie radzi. - Gdy się urodziła, z problemami w ósmym miesiącu ciąży, przeszłam załamanie. Lekarze powiedzieli mi, że z dziecka nic nie będzie i powinnam je oddać do Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego w Jaszkotlu - wspomina z ironią oławianka. - Usłyszałam to po tym, jak całą ciążę walczyłam o dziecko. Smutek przysłonił radość także po narodzinach dziś 12-letniego Patryka. Urodził się zarażony wirusem cytomegalii, który spowodował zmiany kilku narządów wewnętrznych. Ma też astygmatyzm i astmę oraz osłabioną odporność, przez co bardziej narażony jest na wirusy i bakterie. Ponad rok uskarża się też na bóle nóg, ale lekarzom jeszcze nie udało się wskazać przyczyny.
Być matką to najpiękniejsze na świecie
Mimo problemów z pierwszym dzieckiem, pani Wioletta wierzyła, że drugie musi być zdrowe. Okazało się inaczej. Trzeciego nie chciała. Była pewna, że będzie chore, ale "nie zawsze jest tak, jak chcemy". Gdy zaszła w ciążę, długo biła się z myślami i zastanawiała, co zrobić. Czy urodzić? Czy da radę? W końcu uznała, że to przecież jej dziecko i urodzi je niezależnie od tego, czy będzie zdrowe, czy chore. Oławianka przyznaje, że czasem jest jej bardzo ciężko i nie wie, jak by sobie poradziła, gdyby nie jej rodzice, z którymi mieszka. Cały czas ją wspierają, pomagają przy opiece nad dziećmi. Jest pewna, że gdyby nie oni, nie udałoby się zorganizować pikniku i wielu, wielu innych spraw. - Mam naprawdę wspaniałych rodziców, dużo im zawdzięczam i za wszytko bardzo dziękuję - mówi i dodaje. - Kiedyś miałam żal do Boga za to, że tak dużo ode mnie wymaga. Wtedy mama powtarzała mi, że On mnie kocha, dlatego daje mi kolejne krzyżyki. Czasem mam dość takiej miłości. Zwłaszcza gdy zmęczenie bierze górę i dopada mnie depresja. To jednak mija. Nie uważam się za pokrzywdzoną przez los. Przeciwnie. Mam troje wspaniałych dzieci, które potrafią mnie rozweselić i zdenerwować, ale to nic w porównaniu do radości, która ogarnia serce, gdy na nie patrzę i widzę, co udało nam się osiągnąć. Gdy słucham, jak się bawią, jak psocą i wymyślają usprawiedliwienia. Gdy przychodzą, by je utulić. To takie moje małe pieszczoszki. Macierzyństwo to najpiękniejsza rzecz jaka mnie spotkała. Każdej kobiecie życzę, by została mamą, choćby dla tego słowa i uśmiechu na buzi dziecka. Dla takich chwil chce się żyć i warto znieść każdy ból. Pani Wioletta przyznaje, że jej życie toczy się wokół dzieci. Jej największym marzeniem jest, by były zdrowe. Wierzy, że kiedyś będą miały swoje szczęśliwe życie, a ona... ogromną satysfakcję z tego, że urosły, są samodzielne i potrafią sobie radzić: - Rodzicom, którzy mają zdrowe dzieci, to co mówię, może wydać się banalne, ale dla mnie to najważniejsze i ogromny sukces. Nie ma lepszej mamy Co o mamie sądzi jej najstarsza córka Ala? - Czasem mi smutno, że mama tak się zaharowuje, a ja nie mogę jej pomóc w takim stopniu jak bym chciała ale mam nadzieję, że kiedyś to się zmieni. Cieszę się, że ma taką mamę. To najlepsza mama na świecie. Pieniądze na rehabilitację Stefanii można wpłacać na konto wrocławskiej fundacji "Potrafię Pomóc" mBank S.A. - 60 1140 2004 0000 3502 7501 0722 ING Bank Śląski - 31 1050 1575 1000 0023 32 89 4001 z dopiskiem " Dla Stefanii Jazowskiej na leczenie i rehabilitację" Można tez przekazać 1% - KRS 0000303590 "dla Stefanii Jazowskiej"
Tekst i fot.: Wioletta Kamińska [email protected]
Napisz komentarz
Komentarze