Czternaście lat później
Szczęście
Rok 2016, Szymon Konieczny to nastolatek, który marzy, by zostać prezenterem pogody. Jest zapalonym kibicem Śląska Wrocław, kocha przyrodę i świetnie się uczy. Swoją pracowitością i systematycznością zadziwia nauczycieli. Spokojne oczy i nieschodzący z twarzy uśmiech to jego znaki rozpoznawcze.
Z Iwoną Płaczek przerabia historię w ramach indywidualnego nauczania. Na pierwszej lekcji kobieta nie wie, jak poważnie jest chory. Zaskakuje ją już wtedy. Z biegiem czasu będzie to robił regularnie.
- Gdy dostał świadectwo z czerwonym paskiem, przestraszył się, że w przyszłym roku z powodów zdrowotnych może nie powtórzyć tego wyniku. Powiedziałam mu, że przerobiliśmy już dużo materiału do przodu, więc nie musi się martwić. Był prawdziwie szczęśliwy, to go naprawdę uspokoiło. Innym razem zapytał, czy mógłby pomóc komuś potrzebującemu. Chciałabym, żeby wszyscy moi uczniowie byli tak prostolinijni, odpowiedzialni i dobrzy jak on. By potrafili darzyć świat taką miłością.
Szymon z mamą od kilku lat mieszkają w Jelczu-Laskowicach. Znalezienie szkoły we Wrocławiu graniczyło z cudem.
- A kto weźmie odpowiedzialność za chore dziecko? Mamy nie robić nic innego, tylko go pilnować, by nic się nie stało? Jeszcze nam zaniży poziom, może lepiej niech idzie do szkoły specjalnej?
Marta słyszy to regularnie, mimo że jej syn jest w pełni sprawny intelektualnie. Mówi dość. W dwudziestotysięcznym miasteczku, oddalonym od stolicy Dolnego Śląska o 25 kilometrów, takich pytań nie zadaje nikt.
Przyjaźń
Chłopiec czerpie z życia, ile może. A może niewiele. Szybko się męczy, ma obniżoną odporność, jego serce słabnie. Sam fakt, że przeżył czternaście lat, jest zaskoczeniem. Nikt nie wie, ile mu zostało. Może dzień, może miesiąc, może rok lub dwa. Marta nigdy nie godzi się, by żył pod kloszem. Gdy poczuje się lepiej, jeżdżą na wycieczki. Czasem próbują nawet sportu. Tylko jednego dać mu nie może.
Choć bardzo by chciał, Szymon nie jest jak jego rówieśnicy. Gdy oni biegają po szkolnych korytarzach, grają w piłkę, jeżdżą na rowerze i przeżywają pierwsze zauroczenia, on uczy się w domu i musi uważać na każdy krok. Jest dla nich niewidzialny, czuje się samotny. Nikt go nie odwiedza, ale to bardzo dojrzały czternastolatek. Wiele godzin rozmów z mamą pozwala mu rozumieć sytuację.
Wszystko zmienia się pewnego dnia jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Informacja o nastolatku z poważną wadą serca krąży już w środowisku lokalnym. Centrum Wolontariatu „Zielony Parasol” wystawia stoisko na corocznym pikniku w jednej ze szkół. Można podejść i przygotować kartkę ze słowami wsparcia dla Szymona. Powstaje ich mnóstwo, teraz wolontariusze muszą je dostarczyć do adresata. Wśród nich są Magda i Tomek, studenci, którzy poświęcają swój wolny czas, by pomagać innym.
Szymon patrzy na kartki i nie może uwierzyć, że tyle osób przejęło się jego historią. Kręci głową z niedowierzaniem. Wzrusza się Magda, która kilka minut wcześniej z lekką obawą ścisnęła jego delikatną, siną rękę.
- Najpiękniejszy był ten szczery uśmiech. Już dawno nie widziałam, żeby ktoś się tak autentycznie cieszył. Nie zrobiliśmy przecież niczego wielkiego, ale do mnie właśnie dotarło, jak samotny musi być ten chłopiec. To niesprawiedliwe, że dźwiga tak wielki ciężar i nie może liczyć na wsparcie rówieśników.
Tomek myśli podobnie. Nie chcą tak tego zostawić. Dołącza do nich Agnieszka. Już w trójkę zaczynają odwiedzać Szymona regularnie. Nie mogą uwierzyć, jak wielką ma w sobie radość, jak bardzo pragnie żyć. Nie ma do nikogo pretensji, nigdy nie jest smutny. Wciąż powtarza, że da radę, opowiada o marzeniach, planuje przyszłość. Zaraża pozytywną energią, uczy doceniać każdą chwilę.
To szybko przestaje być wolontariat. Szymon ma prawdziwych przyjaciół. Może grać z nimi w planszówki i rozmawiać godzinami. Czuje, że ta relacja jest prawdziwa. Gdy podczas jednej z kolejnych wizyt w szpitalu, lekarz zapyta go o rodzeństwo, odpowie, że ma - trójkę. Wtedy zdziwiony doktor spojrzy na jego mamę, która wcześniej mówiła mu, że syn jest jedynakiem.
- No przecież mam Agnieszkę, Magdę i Tomka!
Marta uśmiecha się, a potem płacze.
- To są wspaniali ludzie! Oni wprowadzili ogromną radość do życia mojego syna. Dzięki nim przestał być sam. Przyjaciel to jest bardzo poważne słowo. Ale dla opisania tej trójki to za mało. Stali się dla mnie tak ważni, że jeśli komukolwiek z nich stanie się krzywda i będą potrzebować jakiejkolwiek pomocy, to zrobię dla nich wszystko. Już zawsze będą mi bliscy, bez względu na to jak potoczą się ich losy. To przecież jeszcze młodzi ludzie. Być może gdzieś kiedyś wyjadą, ułożą sobie życie w różnych miejscach. Dla mnie są rodziną i będą rodziną. Traktuję ich jak najbliższych domowników. Czasem nie mogę uwierzyć, jak mądrzy są, jak bardzo świadomi życia. Nie da się opisać, jak wysoki poziom człowieczeństwa reprezentują.
- Drugiej takiej trójki nie ma - wtrąca Szymon. Mama ociera łzy.
Dobroć
Jest zima, zbliża się Boże Narodzenie. Wolontariusze organizują akcję „Paczka pełna radości”. Ruszają ulicami miasta, by wręczyć prezenty świąteczne dzieciom z najbiedniejszych rodzin. Szymon kilka dni temu wyszedł ze szpitala. Nie czuje się najlepiej, ale idzie razem z nimi. Jego ciężki, nierówny oddech pokazuje, ile wysiłku go to kosztuje. Walczy, bo bardzo chce pomóc.
Trzeba wejść na pierwsze piętro. Próbuje. Kilka schodków to za dużo. Musi zawrócić. Kilkuletnia dziewczynka wychodzi do niego, trzymając tatę za rękę. Szymon daje jej prezent, a ona mocno go przytula. Zwykle nie płacze, ale tym razem widać jego wzruszenie.
Cierpienie
To nie są łatwe święta. Stan chłopca długo był stabilny, ale w ostatnich miesiącach znacznie się pogarsza. Mógłby być kwalifikowany do przeszczepu, tyle że w jego przypadku szanse przeżycia takiej operacji są znikome.
- Obiecaj mi mamo, że nie umrę pod rurami w szpitalu. Nie chcę cierpieć jeszcze bardziej niż teraz.
Marta nie wie co robić. Od czternastu lat na własną rękę studiuje kardiologię. Doskonale zdaje sobie sprawę, że transplantacja serca u dziecka jednokomorowego prawie na pewno oznaczałaby także przeszczep płuc i wątroby. Po trzech latach Szymon potrzebowałby kolejnego serca, a po sześciu - jeszcze jednego. Byłby też szczególnie narażony na nowotwór.
Alternatywy? Nie ma żadnej. To nastolatek z sercem staruszka. Lekarze dają mu maksymalnie rok.
- Muszę zrobić wszystko, by mieć pewność, że w momencie, w którym przyjdzie mi się z nim pożegnać, on nie będzie czuł bólu.
Wypowiadając te słowa, wcale nie wierzy w pożegnanie. Żegnali się przecież wiele razy, a on zawsze wracał. Był silniejszy od statystyk, sprawiał, że lekarze ze zdziwieniem drapali się po głowie. Tego, co robił, nie było w żadnych książkach. Może i tym razem udowodni, że niemożliwe nie istnieje?
Podejmują wspólną decyzję. Chcą przeszczepu. Znów będą walczyć.
Siła
Szpital, lekarz rozmawia z Szymonem.
- Wiesz, że możesz umrzeć?
- Tak, ale ja dam radę.
- To bardzo trudna operacja. Nawet jeśli jakimś cudem się uda...
- Wytrzymam każdy ból, wytrzymam wszystko, byleby żyć.
Klamka zapadła, trzeba czekać.
Napisz komentarz
Komentarze