- Już się Pan zaklimatyzował na nowym stanowisku?
- Każdy dzień to nowe wyzwania, ale z każdym kolejnym jest łatwiej. Poznaję ludzi, strukturę, działanie basenu, jego problemy, więc ciągle jest to dla mnie nowe korzystne doświadczenie, ale idzie ku lepszemu, a nie gorszemu.
- A jest źle?
- Nie, ale nigdy nie wiadomo, co przyniesie nowy dzień. Basen to duża spółka, która zatrudnia na umowę o pracę prawie 40 osób i drugie tyle na umowę zlecenie poprzez firmy zewnętrzne, więc jest to prawie setka ludzi pod okiem jednego prezesa, który musi wszystkich i wszystkiego dopilnować. Frekwencja na basenie krytym w ciągu dnia to około tysiąca osób, a w weekend 1200-1300, więc to spore wyzwanie.
-"Pod okiem jednego prezesa". To zabrzmiało, jakby potrzebny był ktoś jeszcze do zarządzania spółką?
- Nie. Zespół jest wystarczający na chwilę obecną, ale gdy otworzymy basen letni, potrzeba będzie prawie drugie tyle ludzi do pracy, aby dobrze spełnić oczekiwania klientów w dwóch obiektach. Owszem, część osób, które zatrudniamy obecnie otrzyma dodatkowe zadania lub inne, ale wielu trzeba będzie też zatrudnić na umowę zlecenie, tak jak to się odbywało dotychczas. To najbardziej opłacalne dla spółki. Co do obecnej załogi zatrudnionej na stałe nie przewiduję żadnych zmian kadrowych, chociaż one się odbywają. Kilka dni temu rezygnacje złożyły dwie osoby, ale to była ich decyzja, a nie nowego prezesa. Trzeba więc będzie te stanowiska obsadzić. Cały czas szukamy też specjalistów działu technicznego. Nie jest to sprawa pilna, bo obecnie mamy taką osobę, ale chętnie zatrudnimy jeszcze jedną. Dział techniczny jest jednym z najważniejszym dla działalności spółki, więc musi być dobrze zabezpieczony, by nie narazić spółki na przykre niespodzianki i niepotrzebne straty. Rolą prezesa basenu miejskiego jest to, aby straty, które przynosi spółka, były jak najmniejsze, dlatego wiele rzeczy trzeba przewidywać dużo wcześniej, a to jedna z nich.
- Jest Pan osobą, która planuje...
- Wszystko i cały czas, dlatego też prosiłem o czas przed tą rozmową. Zależało mi, by poznać dokładne zasoby i możliwości, jakie mogę wykorzystać, by basen rozwinąć. Dziękuję, że państwo daliście mi ten czas, chociaż żeby dobrze poznać działalność takiej spółki, potrzebne są minimum dwa sezony. Wtedy dopiero można zobaczyć, jak wszystko dokładnie działa, zwłaszcza że mamy też basen letni.
- To Pana pierwsze tak odpowiedzialne stanowisko?
- Nie. Od kilkunastu lat jestem prezesem stowarzyszenia Oławskiego Klubu Biegacza, gdzie zajmuję najwyższe stanowisko i działam na rzecz lokalnej społeczności. Zawodowo - dotychczas pracowałem w trzech korporacjach - dwóch polskich, jednej międzynarodowej, w ogólnie pojętych działach chemicznych. Pracowałem tam na stanowiskach kierowniczych, więc zarządzanie ludźmi nie jest dla mnie niczym nowym. Przeciwnie, zarządzałem nawet większym zespołem niż obecny, więc dobrze się w tym odnajduję. Zmieniła się jedynie struktura firmy.
- I nie był to powód do obaw?
- Żadnych obaw nie miałem. To była raczej motywacja. Skończyłem studia na Akademii Wychowania Fizycznego na kierunku manager obiektów sportowych i zawsze marzyłem o takiej pracy jak ta. Priorytetem jest jednak dla mnie rodzina, więc najpierw musiałem iść do pracy, która pozwoliła mi utrzymać rodzinę i zapewnić jej przyszłość, kupić mieszkanie itd. Korporacja spełniała te oczekiwania. Tam na stanowiskach kierowniczych zarabia się więcej niż w samorządzie. Poza tym zdobyłem też bardzo przydatne doświadczenie biznesowe, które teraz mogę wykorzystać. Propozycja pracy na stanowisku prezesa basenu miejskiego była więc dla mnie spełnieniem marzeń, na które teraz już mogę sobie pozwolić.
- Telefon z propozycją tej pracy był jednak dla Pana zaskoczeniem?
- Nie spodziewałem się tego, ale to nie od razu była propozycja pracy. Najpierw otrzymałem propozycję rozmowy o pracę.
- Kto do pana zadzwonił z tą propozycją?
- Szefowa Rady Nadzorczej spółki dzwoniła z pytaniem, czy byłbym zainteresowany taką pracą. Propozycję przyjąłem. Poszedłem na rozmowę, a kilka dni później otrzymałem kolejny telefon, z informacją, że mogę objąć stanowisko prezesa "Termy Jakuba" od 1 stycznia.
- Zastanawiał się Pan, dlaczego to właśnie Panu i to tak niespodziewanie zaproponowano stanowisko szefa spółki miejskiej?
- Gdy w mediach społecznościowych ukazała się informacja o tym, że zostałem nowym prezesem, zdecydowana większość komentarzy była pozytywna. Mieszkańcy mnie znają i wiedzą, że zawsze byłem społecznikiem, pasjonatem sportowym, od 17 lat organizuję największą sportową imprezę w mieście, czyli Bieg Koguta. Przez lata byłem aktywnym sportowcem i trenerem sportowym na stadionie miejskim, który mnie po części wychował. Zaczynałem tam od piłkarza, przez siatkę do biegacza z sukcesami. Od czasu, gdy urodziła mi się córka, bardziej zaangażowałem się w życie rodziny, a sportem zajmuje się od strony organizacyjnej. W przyszłości chciałbym jednak wrócić do czynnego biegania. Więc dlaczego to ja otrzymałem propozycję? Dlatego, że mieszkańcy Oławy i okolic mnie znają. Zarówno z działalności sportowej jak i społecznej od lat. Jako uczeń szkoły średniej działałem też w Młodzieżowej Radzie Miasta, a później, w życiu dorosłym, przez jedną kadencję byłem radnym miejskim, więc udzielałem się również politycznie
- I wciąż się Pan udziela. Wspomniane wybory na radnego miejskiego wygrał Pan startując z list BBS, który tworzy w mieście koalicję rządzącą na czele z burmistrzem. Z list tego komitetu startował Pan też kilka razy w kolejnych wyborach samorządowych, także w ostatnich. To był powód, dla którego to właśnie Pan otrzymał propozycję objęcia stanowiska prezesa spółki miejskiej?
- Myślę, że nie. Nie ma znaczenia, z jakiego byłbym ugrupowania. Z PiS-u, BBS-u czy PO. Jestem sympatykiem BBS-u, ale nie należę do żadnego ugrupowania politycznego. Otrzymałem stanowisko, ponieważ od lat działam w życiu sportowym naszego miasta, a ta działalność została zauważona i doceniona. Ktoś zobaczył, że jest taki Mateusz, co robi, więc warto się z nim spotkać, by zapytać o szczegóły jego doświadczenia zawodowego, wykształcenie i ocenić czy jest to odpowiedni kandydat na to stanowisko.
- Byli inni kandydaci?
- Nie wiem i nawet o to nie dopytywałem.
- Nie chciał Pan wiedzieć czy ma konkurentów i z kim staje do rywalizacji?
- Nie, bo jestem osobą, która lubi rywalizować, ale sama ze sobą. Czyli stawiam sobie poprzeczkę i daję z siebie wszystko, by osiągnąć cel.
- I to był pana cel - szef spółki miejskiej?
Napisz komentarz
Komentarze