- Jeśli coś wiecie, powiedzcie! - tak z ambony miał zachęcać wiernych ówczesny proboszcz, jak czytam w jednej z gazet.
- To nieprawda, tak nie mówiłem - prostuje dziś ksiądz Witold Gliszczyński, którego odnajduję w domu księży seniorów we Wrocławiu. - Owszem, wszyscy tym żyli, cała wieś, dochodziły do mnie informacje o zmowie milczenia, ale sam się z nią nie zetknąłem.
- A gdyby podczas spowiedzi ktoś przyznał się, że wie, ale nie mówi?
- Ani słowa nie mógłbym powiedzieć, obowiązuje mnie tajemnica spowiedzi - odpowiada, ale zaraz uspokaja, że nie miał takiej sytuacji.
Grzegorz Głuszak z TVN, autor reportaży i książek o sprawie Tomasza Komendy, nie wierzy w zmowę milczenia. Wylicza, że wszyscy trzej dotychczas oskarżani w tej sprawie nie pochodzili z Miłoszyc, więc niby dlaczego tutejsi mieliby ich chronić. Ani to dzieci bogatych biznesmenów, ani polityków, ani policjantów. W swojej książce "25 lat niewinności. Historia Tomasza Komendy" przyznaje jednak, że w Miłoszycach nikt nie chce rozmawiać przed kamerą: - Wspominają o zmowie milczenia, bo ponoć wszyscy tu wszystko wiedzą, tylko się boją i nie chcą puścić pary z ust, bo ponoć jakiś policjant jest w to zamieszany, bo syn biznesmena mógł w tym brać udział, bo wieść gminna niesie, że świadkowie byli zastraszani, bo nie żyje bezdomny, który znał prawdę. Historia śmierci piętnastoletniej Małgorzaty w Miłoszycach urosła do rangi lokalnego mitu, o którym wszyscy wiedzieli, lecz nikt nie chciał rozmawiać. I tak zapewne pozostanie do czasu jej całkowitego wyjaśnienia.
- Mieszkańcy Miłoszyc bali się rozmawiać z policjantami, czuli się zaszczuci przez media, które zarzucały im, że chronią gwałciciela - mówi gazecie.policyjnej.pl Remigiusz Korejwo, funkcjonariusz, który zamieszkał w Miłoszycach, od którego zaczęło się ponowne zainteresowanie tamtą zbrodnią, i któremu Tomasz Komenda zawdzięcza oczyszczenie z zarzutów. - Trzeba było przełamać ten strach, zdobyć zaufanie, dotrzeć do nich. Udało mi się dzięki temu, że stałem się jednym z nich.
Któregoś dnia jeden z mieszkańców powiedział mu, że wie, kto mógł to zrobić. Wymienił wtedy Ireneusza M. Policjant sprawdził i okazało się, że właśnie odsiaduje kolejny wyrok za gwałty, a jego sposób zachowania idealnie pasował do tej sprawy.
- Nie mogę zbudować tezy o zmowie milczenia - mówi prokurator Dariusz Sobieski, oskarżający obecnie w tej sprawie. I przypomina, że każdy przesłuchiwany był pouczony o odpowiedzialności karnej za utajanie prawdy czy też za mówienie nieprawdy, za co grozi do 8 lat pozbawienia wolności. - Ludzie zdawali sobie sprawę z grożących im konsekwencji - jest przekonany prokurator. - Mogę powiedzieć wprost, że w tej sprawie nie spotkałem się z osobą, która powiedziałaby mi, że wie, ale boi się mówić.
Zupełnie inaczej ocenia mieszkańców Vuco Ivo, autor książki "Ofiary systemu. Sprawa Tomasza Komendy". Przypomina, że większość z nich znała się jeszcze z czasów szkolnych, później łączyła ich praca w tych samych jelczańskich zakładach, produkujących znane autobusy, a nierzadko miejscowe rodziny łączyła też wzajemna miłość ich dzieci, a ci, którzy niewiele mieli ze sobą wspólnego, znali się choćby z widzenia: - Oni wiedzą, że mówienie może im zaszkodzić. Oni tam mają swoje domy, rodziny, dzieci. Boją się. Jeśli faktycznie ktoś z bogatych ludzi czy polityków czy biznesmenów jest w tę sprawę wmieszany, to może faktycznie coś się stać. A jeszcze do tego słyszymy, że zmarł główny świadek, zmarł człowiek, który według ludzi w Miłoszycach był zamieszany w zbrodnię, w niewyjaśnionych okolicznościach zginął człowiek, który siedział w celi razem z Komendą i który mówił, że ten przyznał mu się do zabójstwa. To działa na wyobraźnię i ci ludzie nie chcą mieć z tą sprawą nic wspólnego - mówi Vuco Ivo Gazecie Prawnej. W swojej książce pisze jednak, że to nie musiała być zmowa milczenia mieszkańców akurat Miłoszyc. Wierzy w zmowę trzech, może czterech osób, niekoniecznie z tej wsi. I wierzy, że któryś z nich w końcu zacznie sypać.
Tego optymizmu nie ma była dziennikarka radiowa Jolanta Krysowata, która latami prowadziła dziennikarskie śledztwo w tej sprawie: - Zmowa milczenia jest, była i będzie. I ja się temu nie dziwię. Ona była na początku, ponieważ ludzie doskonale wiedzieli, że system nie chce złapać zbrodniarzy. Skoro system nie chce, to co ja się będę narażał. Policja nie chciała, prokuratura nie chciała i sądy nie chciały. Ludzie to wiedzieli i widzieli od początku. Unieważnienie pierwszego wyroku w tej sprawie świadczy, że mieli rację. A teraz milczą, bo się przyzwyczaili.
- Czekamy na wyjaśnienie tej sprawy - mówi mieszkaniec w wieku tych, którzy wtedy bawili się na dyskotece w klubie Alcatraz. - A żyję z niepokojem, że sprawy nie można wyjaśnić. Myślę, że to nie jest zmowa milczenia. Było mówione, tylko jest wyciszane. Ci, którzy się dowiedzieli tego, co najistotniejsze, uciszają sprawę. Albo to ginęło. Albo ci, co zeznali, byli zastraszani. Myślę, że za dużo policjantów było wtedy zaangażowanych w sprawę. Ten, kto wiedział, to powiedział, ale jak to było użyte, to inna sprawa. Policja zbabrała to dokładnie, żeby nigdy nie wyszło. Wszystko było ukręcone.
- I mogę to napisać pod pana nazwiskiem?
- Tak. Myślę, że nie powiedziałem nic, co już nie jest jawne.
Dzień później dostaję SMS: - Witam, wycofuję swoją opinię w sprawie miłoszyckiej. Może pan ją potraktować jako luźną wypowiedź.
Jerzy Kamiński
(tekst ukazał się w Gazecie Powiatowej w grudniu 2019)
Napisz komentarz
Komentarze