- Nie wierzę. Nie było od początku i nie ma teraz. Jeżeli nawet oskarżeni będą sprawiedliwie osądzeni, to i tak nie będzie to sprawiedliwy wyrok. Bo nie ma reszty sprawców. Niestety. A sprawiedliwie, jak pan widzi, nie było przez 23 lata. To jest sprawiedliwe, że mi teraz dwóch posadzą? Będzie pan czuł, że państwo postąpiło tak, jak się należy? No chyba świat tego nie widział, żeby taką jazdę nam urządzić. Dziecko zamordowali i teraz na nim jeżdżą aż do Brukseli, politykę uprawiają.
- W takiej sytuacji życie musiało wam się posypać...
- Tego życia już nie ma! To jest resztka.
- Czujecie jednak rodzicielski obowiązek walki o sprawiedliwość, bo przychodzicie na rozprawy.
- A pan by spoczął? My nigdy nie spoczniemy. Za tę niewinność, za którą Małgosia została zamęczona tak brutalnie, to - wie pan - nikt spokojnie nie umrze.
- W jednym z pism do sądu pani mąż napisał, że chciałby dożyć takiej chwili, aby wymiar sprawiedliwości już przestał pracować w tej sprawie, bo... zrobił wszystko, co do niego należało. Czyli wszyscy sprawcy są złapani, wszyscy osądzeni. Przyjdzie taka chwila?
- Nie będzie jej. Nie wierzę.
- Kiedy ta sprawa byłaby dla was, rodziców, zakończona?
- Niech oni już ją skończą, ale dla nas ona się nigdy nie zakończy. My nie mamy dwóch żyć, niech pan to zrozumie. My mamy tylko jedno życie. Zmieniają się prokuratorzy, zmieniają się ławnicy, zmienia się wszystko, nowe pokolenie idzie, a winnych wciąż nie ma.
- Skoro do tej pory wszyscy popełniali błędy w tej sprawie, to chyba dobrze, że wreszcie ktoś to zaczął prostować, toczy się proces, są oskarżeni.
- Oskarżeni są, ale to do mnie jadą na cmentarz i kręcą tam Komendową.
- Chyba nie prokuratura?
- Telewizja, która współpracowała z prokuraturą. Składam zeznania na komisariacie w Jelczu-Laskowicach, a potem czytam to wszystko w książce. Ktoś to wszystko publikuje?! Czy pan sobie to wyobraża? A ktoś mnie o to pytał? Czy mówił, że książkę pisze? Słuchaj pan, jeszcze nie było wiadomo, że Komenda wychodzi, a dziennikarz tu przyjechał pół roku wcześniej i pyta, jak nam minęły 23 lata po śmierci córki. A potem wykroił tyle, ile chciał.
- Czuje się pani wykorzystana?
- Oczywiście. Jeśli to jest bajka Komendy, o nim piszcie! Co my mamy do tej bajki? Ja mu wyrok dawałam? Ja mu badania robiłam? Nie.
- Pani mąż mówił mi, że nie chciał się zgodzić na ekshumację córki, a pani się zgodziła.
- To nie jest tak do końca. Prokurator mówił, że czy ja się zgodzę, czy nie zgodzę, to i tak wykopią.
- Byliście tam na miejscu. Musieliście czy chcieliście?
- A pan by nie poszedł?
- Nie wiem.
- To było moje dziecko. Poszłam, bo tam było moje dziecko. Pójdę tam, gdzie jest. Tak brutalnie było zamordowane i jeszcze jest przewracane w grobie. Boli mnie to do dziś.
- Jak ją drugi raz chowaliście...
- ...ludzie uciekali z cmentarza. Stoi kobieta, rozmawia ze mną, widzi, że tu idzie pogrzeb, to się zwija. Druga też. Normalnie ludzie uciekli stamtąd. Bo takich rzeczy się nie robi. Ludzie tego nie akceptują. Jakieś ekshumacje na siłę! Jeszcze w takiej sprawie! Dowodów tyle, więc po co ta ekshumacja była? Z sukienki są dowody. To, że oni powiedzą mi, że jakieś prochy były czy coś, to nie wystarczy. Jak mówili, że Małgosia była pijana, ja wiedziałam, że nie była, bo musiało być coś innego. Mnie nie trzeba było do tego wykopywać jej zwłok. Ja wiedziałam.
- Ale prokurator musi mieć twarde dowody.
- Mnie tego nie trzeba było. A już na pewno nie trzeba było wykopywać córki dla takiego Ireneusza M. Bo potem ludzie przychodzili i okazuje się, że wiedzieli. Jak głośno powiedziano, że to on, to naraz kobieta na działkach podchodzi i mówi, że ona wiedziała. Okazuje się, że ludzie wiedzieli. Ten słyszał, tamten wiedział.
- To gdzie oni byli wcześniej?
- A przestań pan! Niektórzy nawet od razu po wyroku mówili, że Komenda jest niewinny. Czyli jednak wiedzieli.
- Czujecie wsparcie innych ludzi?
- Ja powiem panu, co znaczy wsparcie. Ja się patrzę, żeby mi nie utrudniali życia, a nie wspierali. Bo wsparcia to żadnego nie ma. Ja tylko patrzę, żeby mi ciągle coś na łeb nie spadało. Niby uważasz, możesz nic nie robić, a nagle znajdziesz coś na grobie...
- Chodzi o grób córki? Co pani tam znalazła?
- Panie, nie chcę o tym mówić, bo to nic nie da. Co mi z tego przyjdzie? Nie będę mogła spokojnie chleba jutro kupić...
KRZYSZTOF: - ...to może ja powiem. To było niemal dokładnie rok temu, 25 grudnia 2018. W pierwszy dzień świąt poszedłem na grób Małgosi. Zapaliłem znicze i wróciłem. Po godzinie pojechała tam żona. Nagle dzwoni, że obok grobu zakopano głowę królika z wystającym uchem. Przyjechała po mnie i razem jeszcze raz tam pojechaliśmy. To była odcięta głowa królika z jednym wystających uchem.
Napisz komentarz
Komentarze