- Co to miało znaczyć?
- Może ktoś chciał nas w ten sposób zastraszyć? To na pewno było szokujące, granie na naszych emocjach, zbezczeszczenie grobu, pokazanie, że ktoś wszystko słyszy, abyśmy uważali. To jak jakaś mafijna rozgrywka albo po prostu zwykłe chamstwo kogoś, kto nas obserwuje. Zadzwoniliśmy na policję. Oni to obfotografowali i rozpoczęli śledztwo, ale po dwóch miesiącach przyszło umorzenie z powodu niewykrycia sprawców. A dręczenie trwa.
- Wiele razy na sali sądowej mówił pan, że czuje się dręczony przez wymiar sprawiedliwości.
- Pierwszy przykład z brzegu to decyzja Sądu Apelacyjnego. Chodzi o zwolnienie z aresztu tymczasowego jednego z oskarżonych. Sędzia się wypowiada, że jest prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że to jest on, ale natomiast go puszcza. Sąd może wszystko. I teraz Norbert Basiura przyjeżdża sobie na rozprawę. I co? Jakie to prawdopodobieństwo graniczące z pewnością? W imię jakiej zasady go puszczamy? Nawet poręczenia nie ma, kaucji. Wygląda na to, że sędzia ma prawo wypuścić każdego i na to w tym kraju nikt nie ma wpływu. Jeden oskarżony odpowiada z wolnej stopy, drugi jest przyprowadzany z aresztu, a obydwaj są oskarżeni o tę samą zbrodnię zabójstwa i gwałtu. Dokładnie o to samo. To skąd taka rozbieżność? A ja z tym muszę żyć. Próbowałem interweniować w sądzie, składając wniosek, aby tego drugiego też zwolnić z aresztu. Niech przyjeżdżają obaj. Jeśli ma działać sprawiedliwość, niech działa sprawiedliwie wobec wszystkich. Bo my do sądu przychodzimy po sprawiedliwość, a nie po kary.
- Wierzy pan jednak w wymiar sprawiedliwości, skoro systematycznie przychodzi pan na rozprawy.
- To nie jest kwestia wiary, to kwestia dowodów. Przychodzę, bo dowody, na których opiera się akt oskarżenia, są jednoznaczne i niepodlegające żadnej dyskusji. A te dowody, z których wyodrębniono kody DNA, zbieżne z tymi od Basiury i Ireneusza M., zabezpieczyliśmy z żoną 20 lat temu, kiedy jeszcze nikt nie słyszał ani o Basiurze, ani o Ireneuszu M., ani nawet o Komendzie. Te dowody chcieli nam zwrócić policjanci na wniosek prokuratora, a myśmy się temu sprzeciwili. Bo przecież tam mogą być jeszcze jakieś dowody. Policjant kazał podpisać protokół, zabrał je i zabezpieczył. Teraz na ich podstawie oskarżają Basiurę i Ireneusza M. Cały czas powtarzam prokuratorom, aby nie mówili, że te dowody kogoś uniewinniły, bo te dowody nigdy nikogo nie uniewinnią. One tylko mogą skazać. Jeżeli chodzi o Komendę, to wszystkie dowody, jakie przeciwko niemu były zgromadzone, nadal są. Nie ma stwierdzonego żadnego oszustwa czy fałszowania dowodów, więc jeszcze nie ma żadnych oszustów i fałszerzy. Jeszcze nikt nikomu nie przedstawił w tej kwestii zarzutów.
- A wierzy pan, że któryś z prokuratorów, policjantów czy sędziów poniesie karę?
- Oczywiście, że nie poniosą, bo to tak nie działa. Już to minister Ziobro powiedział, że wszystko się przedawniło po 10 latach. Nikt ich nie ukarze. Najwygodniej byłoby przycisnąć i ukarać świadka, na przykład Dorotę P., ale niestety już nie żyje.
- W jednym z pism do sądu napisał pan, że z takim samym transparentem, z jakim jeździł pan do sądu w Opolu, gdzie toczy się sprawa o odszkodowanie dla Tomasza Komedy, jest pan gotów jechać pod Ministerstwo Sprawiedliwości czy pod pałać Prezydenta RP. Czego pan się domaga?
- Piszę tam, że my, rodzice, 23 lata czekamy na sprawiedliwość, ale dla innych najważniejszy jest Tomek.
- Kto to panu powiedział?
- Prokurator Dariusz Sobieski, gdy wezwano nas do Prokuratury Krajowej i poinformowano, że jest przełom w sprawie. Jaki? Mamy dwóch nowych. A Komenda? Komenda jest niewinny. Jak to niewinny? Ponieważ - i to jest zdanie zasadnicze - "Tomek jest najważniejszy". Jak to Tomek? A Małgosia? Jeżeli on jest najważniejszy, to co z Małgosią? Nie, Małgosia później, najpierw Tomek. Oni to chcieli przyspieszyć i to im się udało. Sprawa w Sądzie Najwyższym trwała około godziny i prokuratorzy aniołowie Tomankiewicz i Sobieski, którzy czynnie uczestniczyli w sprawie uniewinnienia, w końcu przekonali sąd, że Tomek jest niewinny. I to on takiego zdania użył, że to są "jego aniołowie". Ten transparent wziąłem do Opola nie dlatego, żeby komuś coś udowadniać, tylko chciałem się przypomnieć. Pytam się nim, gdzie jest nasza sprawa.
- Rozumiem Państwa rozżalenie, ale proces o zabójstwo Małgosi trwa, nawet toczy się bardzo szybko jak na polskie warunki.
- Jest proces we Wrocławiu, jest około 200 świadków, drugie tyle do odczytania. I był dzień, że na rozprawę przyszedł prokurator Robert Tomankiewicz z Prokuratury Krajowej. Zgłaszam wniosek, aby to wszystko jakoś przyspieszyć, bo mamy dowody, które oskarżają Basiurę i Ireneusza M. I wtedy Tomankiewicz mówi, że te dowody uniewinniły Tomka Komendę. To jest nie do przyjęcia. Te dowody jeszcze nikogo nie uniewinniły. Do dzisiaj nie wiemy, na czym dokładnie oparta była decyzja Sądu Najwyższego, że go uniewinnił, ale bzdurą jest, by przedstawiać dowody, które myśmy z żoną zabezpieczyli, czyli DNA z sukienki, bo wtedy tych dowodów nie było. One wyszły dopiero po 20 latach. Na Komendę wskazywały zupełnie inne dowody. Jeżeli ktoś dzisiaj chce te dowody z sukienki przerzucić tam, to byłoby nieuczciwe wobec nas. Wobec policjantów, którzy mogli nam to wtedy wcisnąć na siłę i nie zanieść do magazynu. Przecież to można było zrobić 10 lat temu. Mógł prof. Zbigniew Ćwiąkalski, gdy był ministrem sprawiedliwości, w końcu się obudzić z tego politycznego szaleństwa, które opanowało tę prokuraturę, wziąć dowody i w końcu z ciekawości pojechać tam albo powiedzieć: "Pojedźcie tam, bo rodzice zostawili reklamówkę z sukienką i bielizną Małgosi, może coś znajdziecie". A wtedy już można było z suchych śladów spermy czy krwi zbadać z dokładnością nie do 99, tylko do 100%, kto to jest, a potem go tylko znaleźć. Ale Ćwiąkalski zajął się tylko Komendą. Dlaczego?
- Może poczucie sprawiedliwości...
Napisz komentarz
Komentarze