- Kiedy dosięgnął pan dna?
- Przyszedł moment, w którym zmęczenie sięgnęło zenitu i wróciłem do domu, do Oławy. Pogodziłem się z ojczymem, dorabiałem sobie na skupie, w nocy jeździłem po śmietnikach. Czasem spałem w domu, innym razem na ulicy. Jedną metę miałem koło miejskiego stadionu, inną między blokami. Pogodziłem się z myślą, że już nic nie osiągnę, a jedyne co mogę, to żyć i nie krzywdzić ludzi. Stałem się nagle bardzo nieprzyjemny. Nawet dla tych, którzy chcieli mi pomóc. Wszystko odbierałem jak atak. Kompletnie zniknęły plany na przyszłość. Nie miałem już myśli, że może być lepiej. Pogodziłem się z tym, że jestem i będę lumpem. Byłem coraz starszy, wyleciały mi zęby, brakowało mi sił, zdrowie się psuło.
- Ojczym przyjął?
- Był ciężko chory, nie radził sobie po odejściu mamy. Opiekowałem się nim do samego końca. Na kilka dni przed jego śmiercią poprosiłem go o wybaczenie wszystkich krzywd, które mu wyrządziłem. Wybaczył i też poprosił o wybaczenie tego, jak mnie traktował. Pogodziliśmy się i byliśmy razem do samego końca. Pewnego ranka zabrali go szpitala, pięć godzin później już nie żył. Na jego pogrzebie byłem nawalony jak messerschmitt, ale przynajmniej tam byłem. Pocałowałem jego zimne czoło i do dziś pamiętam ten posmak. Myślę, że na swój sposób go kochałem.
- Został pan sam.
- I zacząłem chlać. Co mogłem, to sprzedałem. Ludzie mnie okradali, kopali w moje drzwi. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Byłem słabiutki, nie prosiłem o żadną pomoc. W taki sposób się kończyłem. Nie utrzymywałem z nikim kontaktu. Aż przyszedł do mnie kolega i wraz z moją siostrą namówili mnie na odwyk. Zgodziłem się i pojechałem. Trafiłem na terapię we Wrocławiu. Coś we mnie pękło. Nie potrafiłem jednego zdania napisać, mimo że wcześniej przychodziło mi to bez trudu. Chciałem się zmienić, ale byłem przerażony, że będę musiał wrócić do dawnego życia i środowiska.
- Wrócić i tym razem nie upaść?
- Bezdomni często zastanawiają się jak zacząć żyć, gdy nie ma się domu. A ja ten dom już miałem. Bałem się ludzi, którzy mieszkali wokół. Gdy byłem wypity to pół biedy, ale jak tam wrócić trzeźwym gdy wszyscy obok piją? No, ale wróciłem, mieszkałem, łapałem się różnych prac, chodziłem na mitingi anonimowych alkoholików i w końcu zmieniłem środowisko. Każdy kolejny dzień stawał się małym zwycięstwem, zmianą. Przeżywałem katusze, cierpiałem, ale czułem, że to ostatnia szansa.
- Ostatnia i wykorzystana?
- Tak. W trakcie trwania mundialu w RPA w 2010 roku byłem już trzeźwy. Do dziś pamiętam, że miałem stary kolorowy telewizor i jedną kanapę. Siedziałem i oglądałem mecz za meczem. Po mistrzostwach wziąłem psa ze schroniska, co na tamten moment było dla mnie najbardziej odpowiedzialnym krokiem w życiu. Pomagał mi kolega. Wciąż chyba nie jest świadomy, jak wiele dla mnie robił, dając mi ogromne poczucie bezpieczeństwa. Wiedziałem, że w każdym momencie mogę się do niego zwrócić. Ludzie na mnie patrzyli, zastanawiali się, czy dam sobie radę. Z pijącymi się nie spotykałem, całkowicie odciąłem się od środowiska.
Napisz komentarz
Komentarze