1 grudnia przed Sądem Apelacyjnym we Wrocławiu zakończył się proces odwoławczy w sprawie tzw. zbrodni miłoszyckiej, czyli zgwałcenia i zabójstwa 15-letniej Małgosi, bawiącej się w sylwestra 1996/1997 na dyskotece w Miłoszycach. Norbertowi B. sąd apelacyjny zmniejszył karę z 25 do 15 lat pozbawienia wolności. Ireneuszowi M. pozostawił 25 lat, czyli tyle, ile otrzymał w Sądzie Okręgowym.
Choć sędzia zapowiadał taką możliwość, aż tak szybkie zamknięcie przewodu sądowego w tej sprawie było dla dziennikarzy zaskoczeniem. Zwłaszcza że odbywało się za zamkniętymi drzwiami z powodu pandemii koronawirusa. We wtorek 30 listopada 2021 dziennikarzy nie wpuszczono na rozprawę miłoszycką. W związku ze wzrostem liczby zachorowań pracowników Sądu Apelacyjnego sędzia unieważnił wszystkie wejściówki dla publiczności na wtorek i środę, czyli dokładnie na wtedy, kiedy zaplanowano sprawę miłoszycką. Dziennikarze odbijali się więc od drzwi, za którymi proces toczył się już bez dostępu mediów. Nie byli więc świadkami mów końcowych ani wydawania wyroku z jego ustnym uzasadnieniem. Sąd odrzucił wniosek Norberta B. o ponowne przebadanie ubrań ofiary gwałtu na obecność DNA - badanie takie miało być przeprowadzone poza granicami Polski i na koszt oskarżonego. - Jedyny komentarz, jaki w tym momencie obrona może dać, to taki, że jest to decyzja sądu, z którą musimy się zgodzić - mówiła nam wtedy obrończyni Norberta B. mecenas Renata Kopczyk. - Niemniej jednak dla nas nadal przebadanie tego podstawowego materiału, który jest w aktach, byłoby istotne pod kątem tego, czy rzeczywiście na innych częściach tego materiału znajduje się DNA zbieżne z DNA mojego klienta. To też może dałoby nam odpowiedź na jakość tych badań, które przeprowadzał biegły.
Generalnie sąd odrzucił też wszystkie nowe wnioski dowodowe złożone przez Ireneusza M. Tym samym zamknięto przewód sądowy i rozpoczęły się mowy końcowe. We wtorek swoje mowy wygłosili prokurator oraz obrońcy obu nieprawomocnie skazanych. W środę były mowy rodziców ofiary oraz skazanych.
Prokurator Dariusz Sobieski praktycznie powtórzył to, co przed Sądem Okręgowym, który potem skazał obu oskarżonych nieprawomocnym wyrokiem na 25 lat więzienia. Skupił się na tym, że badania DNA wyraźnie wskazują obu sprawców, czyli Norberta B. i Ireneusza M. Mówił, że nie ma tu wątpliwości. Podkreślał, że badania były sprawdzane przez kolejnego biegłego, który potwierdził ich wynik, czyli to, że DNA Ireneusza M. oraz Norberta B. na pewno znajdowało się na ubraniu ofiary - piętnastoletniej Małgosi - brutalnie zgwałconej i z krwawiącą raną pozostawionej na dużym mrozie. Na śmierć. Odnosząc się do apelacji obrony prokurator Sobieski tłumaczył, że biegły nie niszczył celowo żadnych próbek, tylko ulegały one degradacji w wyniku przeprowadzanych badań, co jest naturalne, a ponowne badanie tego, co zostało, jest bezcelowe, bo nie zakwestionuje dotychczasowych ustaleń, co do obecności DNA obu oskarżonych. Prokurator podtrzymał swoje żądania 25 lat pozbawienia wolności dla Norberta B. oraz dożywocia dla Ireneusza M.
Obrońcy nieprawomocnie skazanych, czyli mecenasi Renata Kopczyk oraz Tomasz Stykała, skupili się przede wszystkim na kwestionowaniu badań DNA, przeprowadzonych przez biegłego. Podnosili m.in. to, że tych badań nie da się powtórzyć, bo próbki zostały zniszczone.
- W sytuacji, gdy biegły zużył, zniszczył wszystkie próbki, nie jesteśmy w stanie niczego zweryfikować, sprawdzić, a uczciwy proces, w którym obie strony mają takie same prawa, chyba powinien polegać na tym, aby można było coś weryfikować - komentowała mecenas Kopczyk. - A my mamy polegać na słowie biegłego i przyjąć, że jego badania były przeprowadzone w sposób właściwy, pomimo że nie sprawdzał tego materiału chociażby pod kątem obecności śliny. Nie sprawdzał czy mieszanina, której DNA jest zgodne z DNA jednego ze współoskarżonych, pochodzi rzeczywiście z nasienia i krwi, czy może jednak ze śliny. Naszym zdaniem więc kolejny biegły nie potwierdził ustaleń wcześniejszych badań, tylko raczej pokazał dodatkowe błędy w nich. Mamy więc wątpliwości, które ta opinia biegłego pozostawiła. A w sytuacji, kiedy mieliśmy ponad 130 próbek i wszystkie zostały zużyte, zniszczone, to się - szczerze mówiąc - nie mieści w głowie.
Obrońcy chcieli uniewinnienia swoich klientów ze względu na fakt, że nie można na podstawie jednej niepełnej opinii biegłego ferować takich wniosków, jakie wysnuł Sąd Okręgowy, wydając wyrok skazujący. Zdaniem obrony pomiędzy stwierdzeniem czyjegoś DNA a skutkiem w postaci zabójstwa, co się przypisuje ich klientom, jest olbrzymia dziura, której nie da się niczym zapełnić, wbrew temu, co zrobił Sąd Okręgowy. Ten ciąg, ten łańcuch przyczynowo skutkowy - twierdzili obrońcy - w ogóle nie istnieje.
Sąd Apelacyjny widział to inaczej. Uznał obu oskarżonych winnymi śmierci Małgorzaty i skazał na więzienie.
- Oczywiście nie zgadzam się z tym wyrokiem, choć jako prawnik muszę go uszanować – komentowała obrończyni Norberta B. - Czekam na uzasadnienie, a wtedy z klientem podejmę decyzję co do kasacji.
Wyrok w przypadku Ireneusza M. niewiele się zmienił. Od wielu miesięcy przebywał w areszcie tymczasowym - teraz będzie odbywał karę 25 lat więzienia.
Dla Norberta B. sytuacja zmieniła się diametralnie. Zgodnie z wyrokiem powinien trafić za kratki na 15 lat. Nie mogliśmy usłyszeć uzasadnienia wyroku, a jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, sąd uznał, że postawa Norberta B. przez ostatnie lata spowodowała, że są przesłanki, aby mu wyrok obniżyć. Swoje musi jednak odsiedzieć. Tym razem jednak, inaczej niż było to przed Sądem Okręgowym, nie został od razu skuty i zaprowadzony do aresztu. Sąd Apelacyjny uznał, że nie ma takiej potrzeby, o czym ma świadczyć dotychczasowe zachowanie skazanego, jego postawa w czasie procesu, oraz to, że odpowiadał z wolnej stopy. Pozwolono mu więc wrócić do domu, skąd ma stawić się do odbycia kary, gdy zostanie wyznaczony termin. Dzień po wyroku, już z domu, Norbert B. nie chciał skomentować swojej sytuacji. Tłumaczył, że nie jest w stanie rozmawiać, odsyłał do swojej obrończyni. Innemu dziennikarzowi powiedział jednak, że jest rozczarowany wyrokiem, bo liczył na uniewinnienie. Przez cały czas procesu B. konsekwentnie tego się trzymał. - Jestem niewinny - powtarzał wielokrotnie.
*
Wyrok zapadł. I to wyrok, który domaga się komentarza. Z dwóch powodów. Pierwszy to sposób, w jaki został ogłoszony. Rozprawa 2 grudnia 2021 roku trwała od 9.00 do około 16.30. Sąd pozwolił, aby poprzez takie przeciąganie rozprawy tego dnia wyroku nie usłyszał ojciec ofiary - schorowany człowiek, który po prostu nie wytrzymał tak długo. Czy po 25 latach czekania na jakąkolwiek sprawiedliwość w tej sprawie nie powinien usłyszeć wyroku wprost z ust sędziego, wraz z uzasadnieniem? Usłyszeć wyroku w sprawie bestialskiego zamordowania swojej córki, Małgorzaty, która w chwili śmierci miała zaledwie 15 lat, czyli dużo mniej niż trwało dochodzenie do połowicznej sprawiedliwości? Połowicznej, bo za parę dni minie 25 lat od tamtego sylwestra, a przecież nadal nie udało się wskazać i osądzić wszystkich sprawców.
Ogłoszenia wyroku na sali rozpraw nie doczekał też Ireneusz M., którego wyprowadzono wcześniej i odwieziono do aresztu. Czy w państwie prawa nie powinien mieć szansy, by usłyszeć uzasadnienie wyroku, skazującego go na 25 lat więzienia?
I wreszcie Norbert B., któremu zmniejszono wyrok z 25 na 15 lat pozbawienia wolności. To dużo mniej niż dostał przed Sądem Okręgowym, ale czy może być dla niego satysfakcjonujące zmniejszenie wyroku, skoro i tak został uznany za winnego takiej zbrodni, a przecież cały czas konsekwentnie się nie przyznawał?
Nie słyszałem uzasadnienia sądu, bo dziennikarzy nie wpuszczono na salę rozpraw, ale z tego, co nieoficjalnie się dowiedziałem, poza dotychczasowym zachowaniem się oskarżonego, nie było żadnych nowych dowodów czy okoliczności, które uzasadniałyby aż takie obniżenie karty. Czy wzorowe zachowanie podczas procesu i nienaganne życie rodzinne oraz zawodowe (strażak) wystarczy na obniżenie wyroku niemal o połowę? Rozumiem, gdyby skazany przyznał się do winy, wyraził skruchę, przeprosił rodzinę, współpracował z prokuraturą, powiedział prawdę, wskazał innych współsprawców - to byłoby zachowanie pozwalające na tak duże zmniejszenie kary. Dobrze wyprasowana koszula na procesie, grzeczne "dzień dobry" i wzorowa praca zawodowa moim zdaniem nie wystarczają. Zatem albo jest winny i powinien odsiedzieć tyle samo co Ireneusz - bo obciążają ich te same dowody, a nawet w przypadku B. mocniejsze, albo jest niewinny i powinien wyjść na wolność. Uważam, że stanięcie w rozkroku, jakie zaproponował sąd, nie jest uzasadnione. A już na pewno złe ze zwykłego ludzkiego punktu widzenia jest danie rodzicom sygnału, że owszem, jest winny śmierci ich córki, ale na razie nie musi iść siedzieć, bo na wyrok może sobie spokojnie poczekać w domu, z dziećmi, nawet podczas świąt i sylwestra. Tego sylwestra, podczas którego oni na cmentarzu po raz 25. będą opłakiwać rocznicę śmierci zamordowanej córki.
*
Ostatecznie Norbert B. rozpoczął odbywanie kary dopiero w połowie lutego 2022 roku.
Wyrok zapadł, ale wcale definitywnie nie kończy sprawy. Już dużo wcześniej prokurator Dariusz Sobieski z Dolnośląskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury we Wrocławiu zapewniał, że prokuratura wciąż interesuje się sprawą, bo przecież sprawców było więcej, co najmniej trzech, a może i czterech - przynajmniej tyle odrębnych śladów DNA udało się odnaleźć na ubraniach ofiary, choć tylko tego trzeciego uda się potwierdzić w przypadku wskazania podejrzanego. Pozostali sprawcy zbrodni miłoszyckiej wciąż więc są na wolności.
Napisz komentarz
Komentarze