- W takiej sytuacji życie musiało wam się posypać...
- Tego życia już nie ma! To jest resztka.
- Czujecie jednak rodzicielski obowiązek walki o sprawiedliwość, bo przychodzicie na rozprawy.
- A pan by spoczął? My nigdy nie spoczniemy. Za tę niewinność, za którą Małgosia została zamęczona tak brutalnie, to - wie pan - nikt spokojnie nie umrze.
- W jednym z pism do sądu pani mąż napisał, że chciałby dożyć takiej chwili, aby wymiar sprawiedliwości już przestał pracować w tej sprawie, bo... zrobił wszystko, co do niego należało. Czyli wszyscy sprawcy są złapani, wszyscy osądzeni. Przyjdzie taka chwila?
- Nie będzie jej. Nie wierzę.
- Kiedy ta sprawa byłaby dla was, rodziców, zakończona?
- Niech oni już ją skończą, ale dla nas ona się nigdy nie zakończy. My nie mamy dwóch żyć, niech pan to zrozumie. My mamy tylko jedno życie. Zmieniają się prokuratorzy, zmieniają się ławnicy, zmienia się wszystko, nowe pokolenie idzie, a winnych wciąż nie ma.
- Skoro do tej pory wszyscy popełniali błędy w tej sprawie, to chyba dobrze, że wreszcie ktoś to zaczął prostować, toczy się proces, są oskarżeni.
- Oskarżeni są, ale to do mnie jadą na cmentarz i kręcą tam Komendową.
- Chyba nie prokuratura?
- Telewizja, która współpracowała z prokuraturą. Składam zeznania na komisariacie w Jelczu-Laskowicach, a potem czytam to wszystko w książce. Ktoś to wszystko publikuje?! Czy pan sobie to wyobraża? A ktoś mnie o to pytał? Czy mówił, że książkę pisze? Słuchaj pan, jeszcze nie było wiadomo, że Komenda wychodzi, a dziennikarz tu przyjechał pół roku wcześniej i pyta, jak nam minęły 23 lata po śmierci córki. A potem wykroił tyle, ile chciał.
- Czuje się pani wykorzystana?
- Oczywiście. Jeśli to jest bajka Komendy, o nim piszcie! Co my mamy do tej bajki? Ja mu wyrok dawałam? Ja mu badania robiłam? Nie.
- Pani mąż mówił mi, że nie chciał się zgodzić na ekshumację córki, a pani się zgodziła.
- To nie jest tak do końca. Prokurator mówił, że czy ja się zgodzę, czy nie zgodzę, to i tak wykopią.
- Byliście tam na miejscu. Musieliście czy chcieliście?
- A pan by nie poszedł?
- Nie wiem.
- To było moje dziecko. Poszłam, bo tam było moje dziecko. Pójdę tam, gdzie jest. Tak brutalnie było zamordowane i jeszcze jest przewracane w grobie. Boli mnie to do dziś.
- Jak ją drugi raz chowaliście...
- ...ludzie uciekali z cmentarza. Stoi kobieta, rozmawia ze mną, widzi, że tu idzie pogrzeb, to się zwija. Druga też. Normalnie ludzie uciekli stamtąd. Bo takich rzeczy się nie robi. Ludzie tego nie akceptują. Jakieś ekshumacje na siłę! Jeszcze w takiej sprawie! Dowodów tyle, więc po co ta ekshumacja była? Z sukienki są dowody. To, że oni powiedzą mi, że jakieś prochy były czy coś, to nie wystarczy. Jak mówili, że Małgosia była pijana, ja wiedziałam, że nie była, bo musiało być coś innego. Mnie nie trzeba było do tego wykopywać jej zwłok. Ja wiedziałam.
- Ale prokurator musi mieć twarde dowody.
- Mnie tego nie trzeba było. A już na pewno nie trzeba było wykopywać córki dla takiego Ireneusza M. Bo potem ludzie przychodzili i okazuje się, że wiedzieli. Jak głośno powiedziano, że to on, to naraz kobieta na działkach podchodzi i mówi, że ona wiedziała. Okazuje się, że ludzie wiedzieli. Ten słyszał, tamten wiedział.
- To gdzie oni byli wcześniej?
- A przestań pan! Niektórzy nawet od razu po wyroku mówili, że Komenda jest niewinny. Czyli jednak wiedzieli.
- Czujecie wsparcie innych ludzi?
- Ja powiem panu, co znaczy wsparcie. Ja się patrzę, żeby mi nie utrudniali życia, a nie wspierali. Bo wsparcia to żadnego nie ma. Ja tylko patrzę, żeby mi ciągle coś na łeb nie spadało. Niby uważasz, możesz nic nie robić, a nagle znajdziesz coś na grobie...
- Chodzi o grób córki? Co pani tam znalazła?
- Panie, nie chcę o tym mówić, bo to nic nie da. Co mi z tego przyjdzie? Nie będę mogła spokojnie chleba jutro kupić...
KRZYSZTOF: - ...to może ja powiem. To było niemal dokładnie rok temu, 25 grudnia 2018. W pierwszy dzień świąt poszedłem na grób Małgosi. Zapaliłem znicze i wróciłem. Po godzinie pojechała tam żona. Nagle dzwoni, że obok grobu zakopano głowę królika z wystającym uchem. Przyjechała po mnie i razem jeszcze raz tam pojechaliśmy. To była odcięta głowa królika z jednym wystających uchem.
- Co to miało znaczyć?
- Może ktoś chciał nas w ten sposób zastraszyć? To na pewno było szokujące, granie na naszych emocjach, zbezczeszczenie grobu, pokazanie, że ktoś wszystko słyszy, abyśmy uważali. To jak jakaś mafijna rozgrywka albo po prostu zwykłe chamstwo kogoś, kto nas obserwuje. Zadzwoniliśmy na policję. Oni to obfotografowali i rozpoczęli śledztwo, ale po dwóch miesiącach przyszło umorzenie z powodu niewykrycia sprawców. A dręczenie trwa.
- Wiele razy na sali sądowej mówił pan, że czuje się dręczony przez wymiar sprawiedliwości.
- Pierwszy przykład z brzegu to decyzja Sądu Apelacyjnego. Chodzi o zwolnienie z aresztu tymczasowego jednego z oskarżonych. Sędzia się wypowiada, że jest prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że to jest on, ale... natomiast go puszcza. Sąd może wszystko. I teraz Norbert B. przyjeżdża sobie na rozprawę. I co? Jakie to prawdopodobieństwo graniczące z pewnością? W imię jakiej zasady go puszczamy? Nawet poręczenia nie ma, kaucji. Wygląda na to, że sędzia ma prawo wypuścić każdego i na to w tym kraju nikt nie ma wpływu. Jeden oskarżony odpowiada z wolnej stopy, drugi jest przyprowadzany z aresztu, a obydwaj są oskarżeni o tę samą zbrodnię zabójstwa i gwałtu. Dokładnie o to samo. To skąd taka rozbieżność? A ja z tym muszę żyć. Próbowałem interweniować w sądzie, składając wniosek, aby tego drugiego też zwolnić z aresztu. Niech przyjeżdżają obaj. Jeśli ma działać sprawiedliwość, niech działa sprawiedliwie wobec wszystkich. Bo my do sądu przychodzimy po sprawiedliwość, a nie po kary.
- Wierzy pan jednak w wymiar sprawiedliwości, skoro systematycznie przychodzi pan na rozprawy.
- To nie jest kwestia wiary, to kwestia dowodów. Przychodzę, bo dowody, na których opiera się akt oskarżenia, są jednoznaczne i niepodlegające żadnej dyskusji. A te dowody, z których wyodrębniono kody DNA, zbieżne z tymi od Norberta B. i Ireneusza M., zabezpieczyliśmy z żoną 20 lat temu, kiedy jeszcze nikt nie słyszał ani o Norbercie B., ani o Ireneuszu M., ani nawet o Komendzie. Te dowody chcieli nam zwrócić policjanci na wniosek prokuratora, a myśmy się temu sprzeciwili. Bo przecież tam mogą być jeszcze jakieś dowody. Policjant kazał podpisać protokół, zabrał je i zabezpieczył. Teraz na ich podstawie oskarżają Norberta B. i Ireneusza M. Cały czas powtarzam prokuratorom, aby nie mówili, że te dowody kogoś uniewinniły, bo te dowody nigdy nikogo nie uniewinnią. One tylko mogą skazać. Jeżeli chodzi o Komendę, to wszystkie dowody, jakie przeciwko niemu były zgromadzone, nadal są. Nie ma stwierdzonego żadnego oszustwa czy fałszowania dowodów, więc jeszcze nie ma żadnych oszustów i fałszerzy. Jeszcze nikt nikomu nie przedstawił w tej kwestii zarzutów.
- A wierzy pan, że któryś z prokuratorów, policjantów czy sędziów poniesie karę?
- Oczywiście, że nie poniosą, bo to tak nie działa. Już to minister Ziobro powiedział, że wszystko się przedawniło po 10 latach. Nikt ich nie ukarze. Najwygodniej byłoby przycisnąć i ukarać świadka, na przykład Dorotę P., ale niestety już nie żyje.
- W jednym z pism do sądu napisał pan, że z takim samym transparentem, z jakim jeździł pan do sądu w Opolu, gdzie toczy się sprawa o odszkodowanie dla Tomasza Komedy, jest pan gotów jechać pod Ministerstwo Sprawiedliwości czy pod pałać Prezydenta RP. Czego pan się domaga?
- Piszę tam, że my, rodzice, 23 lata czekamy na sprawiedliwość, ale dla innych najważniejszy jest Tomek.
- Kto to panu powiedział?
- Prokurator Dariusz Sobieski, gdy wezwano nas do Prokuratury Krajowej i poinformowano, że jest przełom w sprawie. Jaki? Mamy dwóch nowych. A Komenda? Komenda jest niewinny. Jak to niewinny? Ponieważ - i to jest zdanie zasadnicze - "Tomek jest najważniejszy". Jak to Tomek? A Małgosia? Jeżeli on jest najważniejszy, to co z Małgosią? Nie, Małgosia później, najpierw Tomek. Oni to chcieli przyspieszyć i to im się udało. Sprawa w Sądzie Najwyższym trwała około godziny i „prokuratorzy aniołowie” Tomankiewicz i Sobieski, którzy czynnie uczestniczyli w sprawie uniewinnienia, w końcu przekonali sąd, że Tomek jest niewinny. I to on takiego zdania użył, że to są "jego aniołowie". Ten transparent wziąłem do Opola nie dlatego, żeby komuś coś udowadniać, tylko chciałem się przypomnieć. Pytam się nim, gdzie jest nasza sprawa.
- Rozumiem Państwa rozżalenie, ale proces o zabójstwo Małgosi trwa, nawet toczy się bardzo szybko jak na polskie warunki.
- Jest proces we Wrocławiu, jest około 200 świadków, drugie tyle do odczytania. I był dzień, że na rozprawę przyszedł prokurator Robert Tomankiewicz z Prokuratury Krajowej. Zgłaszam wniosek, aby to wszystko jakoś przyspieszyć, bo mamy dowody, które oskarżają Norberta B. i Ireneusza M. I wtedy Tomankiewicz mówi, że te dowody uniewinniły Tomka Komendę. To jest nie do przyjęcia. Te dowody jeszcze nikogo nie uniewinniły. Do dzisiaj nie wiemy, na czym dokładnie oparta była decyzja Sądu Najwyższego, że go uniewinnił, ale bzdurą jest, by przedstawiać dowody, które myśmy z żoną zabezpieczyli, czyli DNA z sukienki, bo wtedy tych dowodów nie było. One wyszły dopiero po 20 latach. Na Komendę wskazywały zupełnie inne dowody. Jeżeli ktoś dzisiaj chce te dowody z sukienki przerzucić tam, to byłoby nieuczciwe wobec nas. Wobec policjantów, którzy mogli nam to wtedy wcisnąć na siłę i nie zanieść do magazynu. Przecież to można było zrobić 10 lat temu. Mógł prof. Zbigniew Ćwiąkalski, gdy był ministrem sprawiedliwości, w końcu się obudzić z tego politycznego szaleństwa, które opanowało tę prokuraturę, wziąć dowody i w końcu z ciekawości pojechać tam albo powiedzieć: "Pojedźcie tam, bo rodzice zostawili reklamówkę z sukienką i bielizną Małgosi, może coś znajdziecie". A wtedy już można było z suchych śladów spermy czy krwi zbadać z dokładnością nie do 99, tylko do 100%, kto to jest, a potem go tylko znaleźć. Ale Ćwiąkalski zajął się tylko Komendą. Dlaczego?
- Może poczucie sprawiedliwości...
- Poczucie sprawiedliwości to jest wtedy, kiedy minister każe swoim podwładnym wrócić do takich tragedii, jaka spotkała moją rodzinę. Z poczucia sprawiedliwości, a nie z poczucia politycznej hucpy. A można było to zrobić wcześniej.
- Czy prokuratura informuje was, co w sprawie kolejnych oskarżonych, bo wiadomo, że jest ślad DNA trzeciego sprawcy?
- Nie informowali i nie informują nas. Postawiłem w sądzie parę spraw na ostrzu noża, z wnioskiem o wyłączenie prokuratora Sobieskiego włącznie. Sąd zasięgnął w tej sprawie opinii Prokuratury Krajowej, która się na to nie zgodziła. Złożyłem więc drugi wniosek, ale nie został jeszcze rozpatrzony. Zależy nam na tym, aby ten proces jak najszybciej się skończył i zawsze o tym przypominam. Obecnie wiemy, że Małgosię zamęczyli w Miłoszycach na oczach kilkudziesięciu osób. Patrzyli i nic nie zrobili. Albo parzyli i chcieli tego nie widzieć. Ludzie słuchali, ale nie usłyszeli, że tam dziecko prosi o pomoc. Nie trzeba być nie wiadomo kim, żeby to wyszło. Trzeba było chcieć. Widocznie temu nowemu i młodemu policjantowi z Miłoszyc chciało się to zrobić i zrobił to.
- Czy wierzy pan, że wymiar sprawiedliwości zamknie kiedyś tę sprawę, to znaczy oskarży i skaże wszystkich winnych?
- To nie jest kwestia mojej wiary, bo ja, mówiąc uczciwie, przestałem wierzyć w cokolwiek. Wszędzie, gdzie się dotknąłem, zdawało się, że jakieś światełko się zapalało, że wszyscy chcieli pomóc, a potem się okazywało, że jakaś część chciała na nas, na naszym dziecku coś ugrać, jakiś interes polityczny, jakąś karierę, może kasę zrobić. Do sądu chodzę głównie z jednego podstawowego powodu. Aby te dowody, które wreszcie ktoś pozbierał, przemówiły. Skończmy to, nie grzebmy w sprawach, które już dawno były. Nie słuchajmy kolejny raz tych, których już przesłuchiwano.
Napisz komentarz
Komentarze