Wciąż za wcześnie
Pisząc o czyimś życiu, zwykle trzeba się zmieścić miedzy słowami "urodził się" a "zmarł". Różnie to bywa, ale najczęściej jakoś równomierne to się rozkłada. Tu nie. Publiczne życie Małgosi zaczęło się po jej śmierci i trwa znacznie, znacznie dłużej niż żyła. Dopiero po bestialskim gwałcie powstały setki tekstów, filmów, komentarzy, zeznań, tomy akt z tysiącami stron o ostatnich kilkunastu godzinach życia. I o jej śmierci.
- Z wyglądu miała wtedy 16 lat, wzrost 150 cm - zimno precyzuje protokół z oględzin znalezienia zwłok. - Budowa ciała smukła, włosy długie, proste, twarz owalna, cera blada, czoło niskie, oczy ciemnobrązowe, nos mały, gruby, prosty, uszy średnie, uzębienie pełne, na twarzy trądzik młodzieńczy. Miała wtedy na sobie sukienkę czarną długości przed kolana, rajstopy czarne buty zimowe koloru wiśniowego...
O życiu dziewczyny niewiele wiemy. Gdy parę razy próbowałem o niej porozmawiać z rodzicami, wciąż było za wcześnie. Słyszałem jakieś rozrzucone zdania. To wszystko. Wyraźnie nie chcieli, nie potrafili rozmawiać o życiu córki, skoro jej śmierć jeszcze nie jest ostatecznie zamknięta. I nadal - mimo kolejnego wyroku - nie jest. Być może nigdy nie będzie. A przecież nie powinno być tak, aby śmierć przesłaniała życie. Nawet krótkie. Takie na 15 lat.
Życie
- Małgosia urodziła i wychowała się w małym miasteczku pod Wrocławiem - tak zaczyna się odcinek Telewizyjnego Biura Śledczego pod tytułem „Na Twoich oczach” Polsat. - Była kochanym dzieckiem. Dorastała w atmosferze miłości, jak wszystkie dzieci lubiła przyrodę, zwierzęta. Potrafiła jednym uśmiechem zjednać sobie ludzi. Wyrosła na roztropną i dojrzałą jak na swój wiek dziewczynę.
Ten tekst czyta aktor Tadeusz Szymków, prowadzący wtedy ten słynny program Telewizji Polsat. Parę lat przed swoją przedwczesną śmiercią zamieszkał w Chwałowicach pod Jelczem-Laskowicami, dosłownie kilkaset metrów od cmentarza, na którym pochowano Małgosię.
W paru pierwszych minutach filmu można zobaczyć zdjęcia kilkuletniej Małgosi z pluszowym pieskiem w ręku, albo nieco starszą pod choinką, z koroną na głowie i gwiazdkami na sweterku. Uśmiechniętą. To zdjęcia z rodzinnego albumu, udostępnione filmowcom.
Małgosia w wieku kilku lat, archiwum rodzinne, kadr z 30. odcinka Telewizyjnego Biura Śledczego, poświęconego Małgosi
Kiedyś tato Małgosi przyznał mi się, że kazał żonie zniszczyć wszystkie stare zdjęcia, najlepiej spalić, ale ona je zachowała. Podczas jednej z rozmów ze mną na chwilę zapomniał się i wrócił wspomnieniami do chwil, kiedy córki były małe, a oni oboje z żoną ciężko pracowali na chleb: - Takie czasy. Nie było z czego żyć. Praca, dom, obiad... Ale pamiętam też inne chwile. Byliśmy kiedyś na obozie pod Malborkiem, mieszkaliśmy na kempingu, byliśmy wspólnie w Karpaczu. Kto nie lubi takich wyjazdów? Małgosia też lubiła. Normalna dziewczyna. Lubiła chodzić do szkoły, potem chciała uczyć się dalej, więc poszła do tej handlowej. Dojeżdżała do Wrocławia pociągiem, bo mieliśmy blisko do stacji. Nie miała jakichś wybitnych zdolności ani wielkich marzeń. Jedynym marzeniem, o jakim wiem, to było to o swoim pierwszym sylwestrze. I to marzenie zostało zrealizowane w stu procentach. Pan o tym wie. I skutki są takie, jakie są. Niech pan pisze o dziecku, które chciało zrealizować swoje marzenie...
On sam od śmierci Małgosi nigdy nie miał marzeń, jak napisał w jednym z licznych zażaleń do sądu.
Ówczesna wychowawczyni klasy I D z Zespołu Szkół Zawodowych nr 9 we Wrocławiu, do której od niedawna chodziła 14-letnia Małgosia, zaliczała dziewczynę do dobrych uczennic, lubianych. Nie było z nią kłopotów wychowawczych. Praktykę zawodową odbywała wtedy w Domu Towarowym Centrum we Wrocławiu, skąd też płynęły pochlebne opinie. Koleżanki z klasy Justyna, Patrycja i Emilia (wszystkie, podobnie jak Małgosia, z podwrocławskich wsi) mówiły, że Małgosia była dobrą koleżanką. Lubiły się, po zajęciach w szkole zwykle razem szły na dworzec kolejowy. Czasami, gdy trzeba było poczekać na pociąg, Małgosia spędzała ten czas w pizzerii „Pan Smak” z koleżankami. W klasie nie było ani jednego chłopaka, ale - jak mówiły jej koleżanki - Małgosia nie zadawała się z żadnym ze szkoły, bo na pewno by zauważyły. Justyna wspomniała jednak, że jakiegoś chłopaka musiała mieć, bo niedawno mówiła jej, że kupiła mu dezodorant „Seven”. Mówiła też, że podoba jej się inny chłopak, ale nieco od niej starszy, którego czasem widywała w pociągu, więc bywało, że celowo zwalniała, aby zdążyć dopiero na o 18.45, bo wtedy on wracał. Inna koleżanka mówiła, że to pewnie był Heniek, z którym raz Małgosia nawet zatańczyła na dyskotece w GOK-u. Ale nie rozmawiali za wiele ze sobą, bo Heniek jest milczkiem.
Małgosia w wieku kilkunastu lat, archiwum rodzinne, kadr z 30. odcinka Telewizyjnego Biura Śledczego, poświęconego Małgosi
Z akt sprawy wiemy, że w podstawówce Małgosia uczyła się średnio, największe kłopoty miała z matematyką. W szkole średniej szło jej raczej dobrze, więc mama Małgosi nie miała większych z problemów z córką. No, może poza tym, że chciała chodzić na dyskoteki, na które wyciągały ją koleżanki, z czego rodzice nie bardzo byli zadowoleni. Najczęściej wyciągała Małgosię Iwona, jej koleżanka, z którą dziewczyna pojechała na sylwestra owej tragicznej nocy. Mama wspomina w zeznania, że dziewczyny odwiedzały się, że razem chodziły na spacery z psami i miały wspólnych znajomych. By córka miała jakiegoś chłopca, nie wiedziała. Owszem, jacyś przychodzili czasem do domu, ale akurat tych znała. Małgosia nie paliła papierosów, a jeśli kupowały z Iwoną piwo, to jedno na spółkę. Tamtego feralnego wieczoru mama przestrzegała córkę, aby nie piła piwa, bo przecież potem na pewno będzie szampan.
Zdaniem Iwony Małgosia nie miała mocnej głowy, praktycznie już po jednym piwie źle się czuła. Dziewczyna uważała się za przyjaciółkę Małgosi. Wprawdzie chodziły do różnych szkół we Wrocławiu, ale w dwa dni tygodnia wracały razem pociągiem do domu.
Rodzice czasem dawali Małgosi jakieś drobne kwoty. Nie codziennie, zresztą Małgosia nie nalegała na to. Wiedziała, że i im nie jest lekko. - Gdy chciała, abym kupiła jej coś do ubrania, zawsze to dostawała, ale z opóźnieniem, w miarę naszych możliwości finansowych - zeznawała mama do policyjnego protokołu. - Sukienkę, w którą ubrała się na tego sylwestra, dostała w prezencie od cioci Wandy, czyli mojej siostry. To była sukienka jej córki.
Małgosia chodziła do kościoła, więc chyba była wierząca, a przynajmniej nie negowała religii. Nic nie wiadomo o tym, aby prowadziła pamiętnik. Raczej nie pisała też listów, za to dzwoniła do kolegów i koleżanek. Sama czekała zwłaszcza na telefony do Iwony.
Nie czytała za wiele, nie lubiła, a jeżeli już, to tylko szkolne lektury i dwutygodnik dla dziewcząt „Bravo Girl”, ale tam więcej zdjęć niż tekstu. Interesowały ją plakaty, naklejki na ręce czy kolczyki i wisiorki, które można było dostać z tą gazetą. Często miała na sobie srebrne łańcuszki, czasem na jednym z nich wisiało serduszko z „Bravo Girl”. A właściwie dwie połówki serduszka, z których każde miało swój uchwyt na zaczepienie łańcuszka i odrębny napis I LOVE YOU. To serduszko miało też na miłoszyckim sylwestrze.
- Była otwarta - mówiła Iwona. - Szybko nawiązywała kontakt z innymi, ale nie była zdolna do tego, aby pierwsza podejść do chłopaka i powiedzieć, że się jej podoba.
W listopadzie 1996, czyli miesiąc przed śmiercią, Małgosia przyznała się mamie, że przez 3 dni chodziła z Danielem z Jelcza-Laskowic, ale z nim zerwała.
W jego zeznaniach z 1997 roku są takie słowa: - Gośka lubiła mówić, ale nie o wszystkich. Nie była bogata, dbała o swój wygląd, nie była zakompleksiona, potrafiła nawiązywać kontakty z innymi. Wydaje mi się, że po rozstaniu ze mną nie miała chłopaka.
15-letnia Małgosia miała już wtedy za sobą pierwsze rozmowy z mamą o zapobieganiu ciąży i rodzicielskie ostrzeżenia przed przypadkowymi znajomymi. - Prosiłam ją, aby nie przebywała sama lub na uboczu w jakimś nowym towarzystwie - mówiła jej mama. - Ostrożność miała wpojoną od dzieciństwa.
Dziś, 25 lat po bestialskim gwałcie, rodzice nie mieszkają już na jelczańskim blokowisku przy stacji PKP, w mieszkaniu, w którym żyli z Małgosią. Teraz są z drugą córką we wsi pod Wrocławiem. I wciąż bronią dostępu do rodzinnych historii, czekając na pełną sprawiedliwość.
Małgosia - jej ostatnie zdjęcie, zrobione w domu przed wyjściem na zabawę sylwestrową, arch. rodzinne
Wtedy, gdy jeszcze byli w Jelczu-Laskowicach, zawsze mieli jakiegoś psa. Gdy żyła Małgosia, to była suczka Mucha, uwielbiana przez obie córki. - Może gdybym zabrał wtedy do Miłoszyc psa, szybciej znaleźlibyśmy Małgosię, jak tam leżała pod stodołą, a my chodziliśmy od domu do domu - mówił jej tato. Wciąż jednak nie zgadza się na dużą rozmowę o utraconym dziecku: - My już nie mamy psychicznej siły do takich rozmów. Niech pan pisze, co chce. Zresztą nie znajdzie pan w życiu Małgosi nic szczególnego, sensacyjnego. Dać panu tytuł? „Historia normalnej dziewczyny”.
Jerzy Kamiński
Luty 2022
*
Styczeń 2025.
W lutym 2024 Renata Kopczyk, adwokatka Norberta Basiury złożyła skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i uzyskała tzw. wyrok pilotażowy w tej sprawie. Jednym z punktów skargi było naruszenie prawa do rzetelnego procesu poprzez wydawanie wyroku przez sędziów, którzy uzyskali nominację na stanowiska sędziowskie z rażącym naruszeniem prawa krajowego. Tzw. wyrok pilotażowy dotyczy właśnie tego punktu skargi. Trybunał zobowiązał państwo do podjęcia kroków prawnych, aby wyeliminować problem orzekania tzw. neosędziów. Teraz to Polska ma ruch - jeśli nie zaproponuje rozwiązania problemu, Trybunał Praw Człowieka może odmrozić sprawę i dojdzie do jej ponownego pełnego rozpoznania...
- Zgodnie z art. 540 § 3 kodeksu postępowania karnego: Postępowanie wznawia się na korzyść oskarżonego, gdy potrzeba taka wynika z rozstrzygnięcia organu międzynarodowego działającego na mocy umowy międzynarodowej ratyfikowanej przez Rzeczpospolitą Polską. Dla mnie jako obrońcy, a przede wszystkim dla mojego klienta pożądanym byłoby, aby Trybunał uznając skargę za zasadną, wyraził pogląd o konieczności ponownego przeprowadzenia postępowania w jego sprawie, spełniającego kryteria rzetelnego procesu w rozumieniu art. 6 Konwencji - mówi w rozmowie z "Gazetą Wrocławską" adwokat Renata Kopczyk.
Napisz komentarz
Komentarze